Pohl Frederic - Gateway Spotkanie Z Heechami - Audee i ja


    Wszystkie te fragmenty historii życia moich przyjaciół - czy prawie przyjaciół, a w niektórych przypadkach nie-przyjaciół - zaczęły składać się w jedną, spójną całość. Nie działo się to szybko. W istocie nie następowało to szybciej niż składanie się w jedną całość fragmentów Wszechświata, które zaczęły zbliżać się do siebie w wielkim przemiale dążącym do stanu praatomu, który (jak powtarzał mi Albert) miał się pojawić z przyczyn, których wtedy jeszcze nie do końca rozumiałem. (Ale nie niepokoiłem się tym specjalnie, bo Albert też nie rozumiał.) Była tam załoga żaglowca, z niepokojem akceptująca skutki czynienia swej powinności. Byli tam Dolly i Wan w drodze do kolejnej czarnej dziury, Dolly szlochająca we śnie, Wan w tym samym czasie marszczący się nerwowo. I byli tam Audee Walthers i Janie, siedzący w swoim o wiele za drogim pokoju hotelowym w Rotterdamie, pogrążeni w rozpaczy, bo właśnie odkryli, że mnie tam nie ma. Janie siedziała na wielkim aizokinetycznym łóżku z podciągniętymi nogami, zaś Audee napastował moją sekretarkę. Janie miała na policzku siniak, pamiątkę po chwili szaleństwa w Lagos, zaś Audee miał rękę w gipsie - nadwerężony nadgarstek. Aż do tej chwili nie wiedział, że Janie miała czarny pas w karate.
    Walthers przerwał połączenie, mrugając, i oparł nadgarstek na kolanie.
    - Mówi, że będzie tu jutro - mruknął. - Ciekawe, czy przekaże, mu wiadomość.
    - Pewnie, że przekaże. W końcu nie jest człowiekiem.
    - Serio? Chcesz powiedzieć, że to program komputerowy? - Nie przyszło mu to do głowy, gdyż takie rzeczy na planecie Peggy nie były czymś powszechnym. - Tak czy inaczej - rzekł pocieszająco - skoro tak, to chociaż nie zapomni. Nalał im obojgu drinka z butelki belgijskiego calvadosu, którą kupili w drodze do hotelu. Odstawił butelkę, mrugając, gdy rozcierał swój prawy nadgarstek i pociągnął łyk ze szklanki, zanim zapytał: - Janie? Ile pieniędzy nam jeszcze zostało?
    
    Ponieważ Robin ciągle wspomina o problemie "brakującej masy", powinienem go objaśnić. Pod koniec dwudziestego wieku kosmologowie stanęli w obliczu niewyjaśnionej sprzeczności. Zauważyli, że kosmos się rozszerza - dzięki przesunięciu prążków widma ku czerwieni. Zauważyli także, że zawiera on zbyt dużo masy, by takie rozszerzanie było możliwe. Dowodem na to były takie fakty, jak ten, że zewnętrzne obrzeża galaktyk obracały się za szybko, skupiska galaktyk były zbyt ciasne; nawet nasza własna Galaktyka z najbliższymi towarzyszkami leci w stronę grupy obłoków gwiezdnych w gwiazdozbiorze Panny znacznie szybciej niż powinna. Było więc oczywiste, że jakiejś masy nie widać podczas obserwacji.
    Było jedno, oczywiście intuicyjne, wyjaśnienie. A mianowicie takie, że kosmos dawniej się rozszerzał, ale Coś zdecydowało się odwrócić bieg wzrostu i spowodować, że zaczął się kurczyć. Nikt w to nie wierzył ani przez minutę - pod koniec dwudziestego wieku.
    

    Pochyliła się i wystukała kod na piezofonie.
    - Wystarczy na cztery noce w tym hotelu - oświadczyła. - Rzecz jasna możemy przeprowadzić się do czegoś tańszego...
    Potrząsnął głową.
    - Broadhead ma się tu zatrzymać, więc wolę tu być.
    - To dobry powód - skomentowała łagodnie Janie, mając na myśli, że zdawała sobie sprawę z prawdziwej przyczyny: jeśli Broadhead nie miał większej ochoty na oglądanie Walthersa, trudniej będzie mu ukrywać się osobiście niż podczas rozmów przez piezofon. - Czemu więc pytasz o pieniądze?
    - Wydajmy należność za jedną noc na pewną informację - zaproponował. - Dobrze byłoby wiedzieć, jak bogaty jest Broadhead.
    - Chcesz kupić raport finansowy? Próbujesz się dowiedzieć, czy stać go na zapłacenie nam miliona dolarów?
    Walthers potrząsnął głową.
    - Chcę się dowiedzieć - rzekł - na ile więcej powyżej miliona możemy go skubnąć.
    Nie były to specjalnie dobroczynne rozważania, więc gdybym o nich wiedział we właściwym momencie, potraktowałbym Audee'ego Walthersa, mojego starego przyjaciela, znacznie ostrzej. Albo może nie. Kiedy masz masę pieniędzy, przyzwyczajasz się do tego, że ludzie postrzegają cię jak dojną krowę, a nie istotę ludzką, nawet jeśli nigdy nie będzie ci się to podobało.
    Nie miałem jednak nic przeciwko temu, żeby dowiedział się, ile posiadam, czy raczej, o jakiej części mojego majątku informuję serwisy sporządzające raporty finansowe. Było tego mnóstwo. Spory udział w przedsięwzięciu czarterowym związanym z S. Ja. Trochę udziałów w kopalniach żywności i farmach rybnych. Mnóstwo firm na planecie Peggy, w tym (ku zdziwieniu Walthersa) także i przedsiębiorstwo, od którego wynajmował swój samolot. Serwis komputerowy gromadzący dane, z którego właśnie korzystał. Kilka holdingów, firm importowo-eksportowych oraz transportowych. Dwa banki; czternaście agencji handlu nieruchomościami, mieszczących się wszędzie, od Nowego Jorku po Nową Południową Walię, parę na Wenus i na planecie Peggy; pewna liczba nieokreślonych małych korporacji, w tym linia lotnicza, sieć barów szybkiej obsługi, coś nazwanego Życie Po Śmierci S.A. oraz coś o nazwie PegTex Petroventures.
    - Mój Boże - rzekł Audee Walthers - toż to firma pana Luamana! Więc ja przez cały czas pracowałem dla tego skurwiela!
    - Ja też - odparła Janie, przyglądając się części, która wymieniała S. Ja. - Czy on jest właścicielem wszystkiego?
    Cóż, nie byłem właścicielem wszystkiego. Miałem dużo, ale gdyby przyjrzeć się mojemu majątkowi z większym zrozumieniem, można było dostrzec pewną regularność. Banki pożyczały pieniądze na badania. Firmy zajmujące się nieruchomościami pomagały kolonistom w osiedlaniu się albo przejmowały ich baraki i szałasy oferując im pieniądze, za które mogli odlecieć. S. Ja. służył do przewożenia kolonistów na planetę Peggy, a jeśli chodzi o Luamana, to był to klejnot w koronie mojego imperium, gdyby tylko o tym wiedzieli! Nie żebym kiedykolwiek spotkał Luamana albo potrafił go rozpoznać przy przypadkowym spotkaniu. Ale on miał swoje rozkazy, a rozkazy docierały do niego, drogą służbową, ode mnie: znaleźć solidne pole naftowe blisko równika planety Peggy. Dlaczego akurat blisko równika? Żeby przy budowie pętli startowej Lofstroma wykorzystać prędkość obrotową planety. Po co pętla startowa? Był to najtańszy i najlepszy sposób przerzucania wszystkiego na orbitę i z niej. Ropa, którą mieliśmy wydobywać, posłuży jako paliwo dla pętli. Nadmiar ropy naftowej będzie przerzucany na orbitę w kapsułach transportowych; kapsuły będą transportowane na Ziemię podczas lotów powrotnych S. Ja. i tam sprzedawane, co oznacza, że przez drugą połowę trasy dotąd przynoszącą straty, na pokładzie będzie przynoszący zyski ładunek ropy naftowej - co z kolei oznaczało, że będziemy mogli obniżyć ceny dla kolonistów udających się na Peggy!
    Nie mam zamiaru przepraszać za to, że prawie wszystkie moje firmy corocznie wykazywały zyski. W ten sposób utrzymywałem je w ruchu, ale zysk był tylko czymś przypadkowym. Widzicie, mam pewną filozofię zarabiania pieniędzy, a głosi ona, że każdy, kto się zarzyna w pogoni za pieniądzem po zdobyciu pierwszych stu milionów albo czegoś koło tego, musi być stuknięty i ...
    
    Robin jest bardzo dumny z pętli startowej, gdyż dzięki niej nabrał przekonania, że ludzie potrafią wynaleźć rzeczy, których nie znali Heechowie. Cóż, ma rację - przynajmniej dopóki nie przyjrzymy się szczegółom. Na Ziemi pętlę wynalazł człowiek nazwiskiem Keith Lofstrom pod koniec dwudziestego wieku, ale zbudowano ją dopiero wtedy, gdy ruch był wystarczająco duży, by się to opłacało. Robin nie wiedział jednak, że choć Heechowie nigdy nie wynaleźli pętli, udało się to istotom z żaglowca - nie było innej metody, żeby przebić się przez gęstą, nieprzejrzystą atmosferę.
    

    Och, ale o tym już wspominałem, nieprawdaż?
    Chyba za bardzo nurzam się w dygresjach. Przy tym wszystkim, co przepływa przez mój umysł, trochę się gubię nie pamiętając, co się stało, a co się jeszcze nie stało oraz co się nigdy nie wydarzy - chyba że w tym umyśle.
    Chciałbym tu podkreślić fakt, że wszystkie moje zyskowne firmy były przyzwoitymi, użytecznymi przedsięwzięciami, które miały swój udział zarówno w podboju Galaktyki, jak i zaspokojeniu potrzeb ludzkiej rasy, i to jest fakt. Właśnie dlatego te wszystkie fragmenty biografii ostatecznie składają się w jedną całość. Nie wygląda, jakby tak miało być. Ale tak jest. Absolutnie wszystkie. Nawet historie o moim pół-przyjacielu, Kapitanie, Heechu, którego koniec końców dość dobrze poznałem oraz o jego ukochanej i zastępczyni, samicy Heechów imieniem Dwakroć, którą ostatecznie poznałem o wiele, wiele lepiej.



Strona główna     Indeks